Popularne posty

Część I. Zima.

"Był rok 1943. W marcu silny mróz skrzy po puszystym śniegu. Mieszkańcy wsi Borek Nowy k/Rzeszowa, śpią spokojnie, nie przeczuwają, że Niemcy przystąpili, według planu, do wyniszczenia polskiej młodzieży, wywożąc do niewolniczej pracy w Niemczech, Polaków od 14 roku życia.
Jeszcze dzisiaj słyszę, w nocy przez sen, łomotanie kolbą w drzwi i krzyk "Kasimirha ubierhaj się!". Wiem co mnie czeka. Wywózka do ciężkiej pracy w Niemczech, a czasem śmierć. W domu płacz i lament. Podstawiam krzesło do obrazu Matki Boskiej Boreckiej, całuję, ostatnie spojrzenie na najbliższych dom rodzinny i w drogę do Rzeszowa. Na ulicach łapanka. Krzyki bitych, strzały do uciekających. Z Rzeszowa jedziemy pociągiem nieopalonym, do Krakowa, ale to tylko wstęp do dalszego cierpienia. Śpimy na pryczach piętrowych, na słomie, już tak startej, że była to sieczka. Okrutne wszy i pluskwy nie dają spać. Badanie lekarskie odnośnie chorób wenerycznych i dalej pociągiem do Niemiec, bo tam brakuje niewolników polskich, do ciężkiej pracy. Wagony nieogrzewane. Kilku gestapowców z bronią, aby nikt nie próbował uciekać, ale i tak znaleźli się odważni chłopcy. Mówili, że im wszystko jedno, zginąć natychmiast, a może się uda, aniżeli umierać w codziennej męce, traktowanym jak nie człowiek, przez "szatanów w ludzkim ciele". Niektórzy mieli szczęście, kiedy strzały ustały, pomachali chusteczką zza drzewa. Jechała ze mną Stasia Najda, która uciekła z domu, przez okno gdy była łapanka. Ale żołnierze niemieccy, codziennie przychodzili do domu, brali matkę i na gnoju (oborniku) bili, aż zemdlała. Powiedziała, że nie wytrzymała, bo mamę zabiją przez jej ucieczkę, więc sama się zgłosiła na gestapo. Jechaliśmy przez cały tydzień. tylko raz dostaliśmy ciepłą zupę na peronie w mieście Ulm w Bawarii. Siwe ręce i nogi z zimna, w domu nawet psa w czasie mrozów zabierało się do stajni, bo człowiek miał litość nad zwierzęciem. Powracało wciąż pytanie, czy Niemcy to jeszcze ludzie?. Z Freiburga dojechaliśmy do Neustadt, a tam każdy bauer (rolnik) wybierał sobie niewolników -polskie dzieci- do ciężkiej pracy. Dostałam się do pracy w stajni, gdzie było 24 krowy do obsługi. Najciężej było wywozić obornik ze stajni trzy razy dziennie. Obornik był bardzo ciężki. Pod krowy ścieliło się trociny, ściółkę leśną albo słomę ciętą na 15 cm, stąd ten obornik był bardzo ciężki. Praca trwała 16 godz. dziennie. Karmienie, pojenie, dojenie, mycie baniek na mleko (kany), ale to jeszcze mało, kiedy nie było wypędzania krów na pastwisko, bauer pędził niewolnicę do lasu, aby wycinała drzewo na opał, rąbała na drobne drewienka do palenia w piecach.
Niestety zachorowałam. Miałam operację na wyrostek robaczkowy. Tylko 5 dni wolnego po operacji. Byłam słaba, nie wolno mi było ciężko pracować, a tu trzeba wywozić obornik. Bauer zauważył, że słabo pracuję, więc załadował taczki z obornikiem i sapiąc wywiózł na pryzmę obornika. Następnie nałożył dla mnie i krzyczał "szybciej!". Dojechałam do pryzmy i zrobiło mi się ciemno w oczach, boleści w brzuchu, guz jak jajko. Trzymając się ściany doszłam do stajni. Nie mogłam pójść po jedzenie. Nikt mi go nie przynosił. Gdy nie było bauera w domu, gospodyni z litości, podrzucała mi jedzenie, płacząc nade mną. Bauer przychodził pod sztubę (pomieszczenie, gdzie mieszkali polscy niewolnicy) i walił pałką w drzwi krzycząc "leniwa polko wstawaj!", a ja trzęsłam się ze strachu. Sprowadził gestapowca, który wymachiwał nade mną pałką, krzycząc, że pójdę na śmierć do obozu. Dopiero siostra bauera, okazała mi litość i zabrała do lekarza, który stwierdził, że mogę pracować, bo w Niemczech nie ma już ludzi do pracy, nawet najstarsi idą już na front.
Pogarda i nienawiść do Polaków była na każdym kroku. Pamiętam, że Polak zakochał się w Niemce ze wzajemnością, kiedy to wykryli rodzice, sąd skazał go na śmierć, przez powieszenie. Wszystkich Polaków spędzono na rynek w Neustadt, aby patrzyli na zbrodnię, której dokonywał naród niemiecki. Ludność niemiecka, gdy on konał, klaskała i śmiała się na ulicy, bo Polacy to nie ludzie, podludzie, których trzeba wyniszczyć.
W stogu siana, na zimę, żmije zrobiły sobie gniazdo, bayer o tym wiedział i posłał tam polską dziewczynę. Gdy weszła, niespodziewanie wpadła do gniazda żmij, i tak w strasznych boleściach konała na oczach naszych i  "niemieckich szatanów w ludzkiej skórze" wołając o ratunek."

cdn.

autor i właściciel tekstu
Kazimiera Jasielec















1 komentarz:

  1. nie wiem czy zasnę teraz Najbardziej przerażające w tej historii jest to że jest ona prawdziwa...Niewielu już pozostało świadków tamtych wydarzeń Tym bardziej warto ocalić od zapomnienia...ku przestrodze.

    OdpowiedzUsuń